• benchmark.pl
  • Gry
  • Disintegration – jak połączenie RTS-a z FPS-em może zrewolucjonizować nasz sposób myślenia o grach
Disintegration – jak połączenie RTS-a z FPS-em może zrewolucjonizować nasz sposób myślenia o grach
Gry

Disintegration – jak połączenie RTS-a z FPS-em może zrewolucjonizować nasz sposób myślenia o grach

przeczytasz w 5 min.

Niektóre tytuły grzecznie powielają znane schemat, a inne odważnie przecierają nowe szlaki i do nich właśnie zalicza się Disintegration. Mieliśmy okazję uczestniczyć w prezentacji kampanii dla jednego gracza i zdumiała nas pomysłowość twórców.

Ocena benchmark.pl
  • 4/5
Plusy

- innowacyjne połączenie dwóch gatunków,; - zróżnicowane pojazdy o odczuwalnie różnych statystykach,; - ciekawy pomysł na rozgrywkę w kampanii dla pojedynczego gracza,; - barwne postacie w trybie fabularnym,; - wizualne fajerwerki robią wrażenie.

Minusy

- fabuła kampanii i świat Disintegration nie powala oryginalnością,; - oprawa wizualna mogłaby być lepsza.

Disintegration nie mieści się w szufladkach

Disintegration to tytuł nieprzeciętny, za którym stoi V1 Interactive, studio wprawdzie nieduże, ale z ogromnym bagażem doświadczenia (zdobywanym między innymi przy realizacji kultowej serii Halo). Ich najnowsza produkcja, która jeszcze w tym roku ma ukazać się na pecety, PlayStation 4Xbox One, to rzecz nad wyraz oryginalna, bo łącząca w sobie... elementy gatunku strzelanin FPS i strategii RTS.

Brzmi to cokolwiek cudacznie, nie sądzicie? Nam też trudno było to poskładać w całość, ale kiedy niedawno mieliśmy okazję obejrzeć tryb wieloosobowy, nasze wrażenia z Disintegration były „ostrożnie pozytywne”. Teraz ten tytuł dodatkowo nabrał dla nas kształtów, bo zostaliśmy zaproszeni przez wydawcę Private Division na pokaz kampanii dla pojedynczego gracza

Disintegration szykuje dla nas pełną eksplozji przygodę w klimacie sci-fi. W dodatku taka, która łączy refleks z taktycznym myśleniem, buduje własne uniwersum i wznosi zupełnie nową formułę rozgrywki w poprzek międzygatunkowych barier. 

To rzuciło jeszcze więcej światła na to, jak kreatywnie twórcy Disintegration podchodzą do swojego zadania. I nawet jeśli trzonem rozgrywki mają być mecze wieloosobowe, fabularny tryb dla jednego gracza jest pełnoprawną częścią tej produkcji. Proszę, proszę, nieduży zespół z ambicjami na miarę gigantów wirtualnej rozrywki!

Krótko mówiąc, szykuje się pełna eksplozji przygoda w klimacie sci-fi. W dodatku taka, która łączy refleks z taktycznym myśleniem, buduje własne uniwersum i wznosi zupełnie nową formułę rozgrywki w poprzek międzygatunkowych barier. Na samych superlatywach nie możemy się jednak zatrzymać, bo parę obaw też się w nas pojawiło. Zbierzmy więc to wszystko w całość – zapraszamy do lektury naszych wrażeń z trybu dla pojedynczego gracza!

Tam, gdzie kończy się człowiek, a zaczyna technologia

Nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi. Nie, nie mówimy o tym, co dzieje się ostatnio za naszymi oknami, ale o punkcie wyjścia dla scenarzystów Disintegration. Zarazy, przeludnienie, klęski żywiołowe – wszystko to dało w kość naszemu gatunkowi i jedynym źródłem ratunku okazał się transfer ludzkich jaźni do zrobotyzowanych ciał

Początkowo był to tylko sposób na przetrwanie, ale pech chciał, że grupce ludzi spodobało się życie w techno-ciałach i nie chcieli się z powrotem zmienić w chodzące mięcho. Mało tego! Zdecydowali się stworzyć własne imperium ze strzegącą go cybernetyczną armią. Do tej ostatniej werbowali na siłę spośród przypadkowych osób. Jedyny warunek, jaki musieli spełnić rekruci, to wcześniejsza przemiana w robota.

Disintegration - walki robotów

I taki też los spotkał głównego bohatera Disintegration. Swego czasu celebryta i spec od Gravicyclów (latających niby-motorów), został siłą wcielony do wojsk Rayonne, czyli wiadomych szwarccharakterów. Szczęśliwie udało mu się zwiać i dołączyć do ruchu oporu. A ten ostatni to nie lada zbieranina. Służą w niej wyrzuceni za burtę życia zrobotyzowani ludzie. Nauczyciele, mechanicy, listonosze – teraz przemienieni w maszyny do zabijania.

I tak z grubsza rysuje się fabuła Disintegration, choć twórcy zapowiadają, że będzie ona szczególnie rozbudowana, głęboka i wciągająca. No, zobaczymy! Na razie brzmi obiecująco, to prawda, ale ten potencjał można łatwo zmarnować wpadając w koleiny utartych schematów.

Disintegration - oddział rusza do walki

Z powietrza, z ziemi, z przytupem!

Mamy więc głównego bohatera, którego pasją są Gravicycle i, jak możecie się domyślać, jego wiedza na temat tych maszyn bardzo się przyda. Bo właśnie siedząc za sterami jednej z tych bestii stawi czoła zastępom Rayonne.

Gravicycle sam w sobie charakteryzuje się niezłą manewrowością i swoimi ruchami przywodzi na myśl raczej drona, aniżeli latający motocykl. Może na przykład zawisnąć w miejscu czy uskoczyć na bok. Do tego jest wyposażony w cały arsenał spluw – od „strzelb” skutecznych na krótki dystans po karabiny dobrze sprawdzające się na odległość.

W Disintegration unosząc się nad polem bitwy będziemy z jednej strony pruć do przeciwnika ze wszystkich dział naszego Gravicycla, z drugiej zaś – wydawać polecenia jednostkom naziemnym. 

No i w porządku, brzmi to wszystko nieźle, ale przecież podobnie do wielu innych strzelanin, które już widzieliśmy. Gdzie twórcy ukryli te elementy zaczerpnięte z RTS-ów, o których tyle się mówi? Otóż nasz bohater to nie samotny zabijaka, ale przede wszystkim dowódca oddziału.

Unosząc się nad polem bitwy będziemy z jednej strony pruć do przeciwnika ze wszystkich dział naszego Gravicycla, z drugiej zaś – wydawać polecenia jednostkom naziemnym. Owszem, wygląda to podobnie do opisywanego przez nas wcześniej trybu wieloosobowego, ale jest kilka istotnych różnic. 

Disintegration - strzały z Gravicycle'a

Po pierwsze nasi podopieczni w trybie fabularnym to bohaterowie aktywnie uczestniczący w opowieści, a więc wyraziści, posiadający swoje własne tło biograficzne, humor, odzywki i charakter. 

Po drugie – kiedy wydajemy im polecenia w kampanii, czas mocno spowalnia, co pozwala na dłuższe przemyślenie taktyki i łączenie pojedynczych umiejętności w całe łańcuchy „kombosów”. Dajmy na to, jedna z jednostek naziemnych może ogłuszyć przeciwników, a druga w tym czasie odpali w ich stronę deszcz rakiet.

W próbce kampanii, którą mieliśmy okazję zobaczyć, wyglądało to naprawdę efektownie. Natomiast w żadnym razie nie stanowiło nadmiernego ułatwienia dla gracza. Przeciwnie – widać wyraźnie, że Disintegration będzie raczej wymagało od nas sporych umiejętności, aby bezproblemowo poradzić sobie z kolejnymi bataliami.

Disintegration - dowodzenie oddziałem

Jedno, co może trochę niepokoić, to szczegółowość, z jaką będziemy musieli komenderować oddziałami naziemnymi. Prędko jednak da się zauważyć, że wcale nie jest ona przytłaczająco duża, ponieważ żołnierze, którymi dowodzimy, dosyć dziarsko radzą sobie ze znajdowaniem osłon i innymi drobniejszymi decyzjami. Odetchnęliśmy z ulgą, choć zaraz pojawiła się w nas kolejna obawa – co jeśli sztuczna inteligencja będzie wadliwa?

No, i na to pytanie uzyskamy odpowiedź dopiero po premierze Disintegration. Czy dowodzenie siłami naziemnymi będzie naszą zgraną współpracą ze sztucznie inteligentnymi żołnierzami, czy raczej próbą oswojenia głuptaków? Na razie nic nie wskazuje na tę ostatnią możliwość, ale pewności wciąż nie ma.

A to szczególnie istotna kwestia, bo raz, że jednostki naziemne muszą wykonać za nas sporo zadań (przejmowanie urządzeń, uruchamianie maszyn regenerujących zdrowie), a dwa, że ich śmierć równa się porażce. Chociaż to ostatnie nie musi być aż tak dotkliwe, jak mogłoby się wydawać. Wszak umiera tylko mechaniczna powłoka. Starczy, że podlecimy do metalowych zwłok, ściągniemy z niego psychikę podopiecznego i możemy go zaraz wysłać na pole bitwy w nowej powłoce.

Disintegration - klimatyczna miejska lokacja

Gdy mowa o kampanii, trzeba jeszcze wspomnieć o lokacjach, jakie będziemy mieli okazję przemierzać w czasie około dziesięciogodzinnej przygody z Disintegration (bo tyle ma ona trwać dla w miarę wprawnych graczy, którzy nie „liżą ścian”). Są tutaj i rewelacyjne miejskie krajobrazy, i pustynie pełne futurystycznych rupieci, a nawet podziemne laboratoria.

Można też śmiało założyć, że nie zabraknie atrakcji w kwestii uzbrojenia czy specjalnych umiejętności oddziałów naziemnych. Trochę ich już zobaczyliśmy na prezentacji, a o paru usłyszeliśmy więcej od twórców. I tak na przykład Gravicycle to wcale nie pojedynczy pojazd, a kategoria maszyn, która dodatkowo dzieli się na modele lekkie, ciężkie i średnie. Każdy, rzecz jasna, najlepiej sprawdza się w określonych warunkach.

Szykują się więc niezłe i różnorodne fajerwerki, ale wciąż nie sposób stwierdzić, na ile połączenie strzelaniny z rozgrywką taktyczną wypali. Wstępne materiały wyglądają bardzo obiecująco, ale wystarczy drobna nieuwaga twórców, żeby zachwiać balansem między jednym i drugim rdzeniem rozgrywki. Czy wyjdą z tego wirtualne szachy? A może jatka z domieszką taktyki? Cóż… Zobaczymy w dniu premiery!

Disintegration - zniszczona metropolia

Disintegration – co to za dziwadło?

Tryb wieloosobowy Disintegration to osobna kwestia i jeśli macie ochotę poczytać o nim trochę więcej, zachęcamy do lektury naszych pierwszych wrażeń, który traktował w pełni o trybie wieloosobowym. Na ten moment koncentrujemy się na kampanii.

I trochę obawiamy się, czy Disintegration nie spotka los Titanfalla 2, którego historia była ciekawa, ale jakoś nie zagościła na dłużej w naszej pamięci. W końcu stworzenie od zera całego uniwersum sci-fi, przekonujących bohaterów i zawiłej intrygi to monumentalne dzieło. Nawet gdy ma się do dyspozycji całkiem przemyślany schemat rozgrywki.

Ale to, rzecz jasna, nasze obawy. Natomiast wydaje się, że V1 Interactive jest nieustraszone i, jak kobieta z kultowego perelowskiego serialu, „żadnej pracy się nie boi”. Oby im to wyszło na dobre. W każdym razie my trzymamy kciuki!

Disintegration - rozkaz do ataku

Ocena wstępna Disintegration:

  • innowacyjne połączenie dwóch gatunków
  • zróżnicowane pojazdy o odczuwalnie różnych statystykach
  • ciekawy pomysł na rozgrywkę w kampanii dla pojedynczego gracza
  • barwne postacie w trybie fabularnym
  • wizualne fajerwerki robią wrażenie
     
  • fabuła kampanii i świat Disintegration nie powala oryginalnością
  • oprawa wizualna mogłaby być lepsza

80% 4/5

Oto co jeszcze może Cię zainteresować:

Komentarze

2
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Doctor
    0
    Aż się Spellforce przypomina. ;)
    • avatar
      PiotrP
      0
      Takich gier było wiele. Chyba pisał to ktoś bardzo młody. Dla mnie najlepsza gra tego typu to Sacrifice a druga to Urban Assault (ta się mocno zestarzała). Choć pewnie były inne ale ich nie poznałem.