Serial Zagubieni (Lost) przez ostatnie cztery lata zyskał sobie miano jednego z najchętniej oglądanych serialów w Stanach Zjednoczonych. Choć prawdopodobnie ma on tyle samo krytyków, co zdeklarowanych
Serial Zagubieni (Lost) przez ostatnie cztery lata zyskał sobie miano jednego z najchętniej oglądanych serialów w Stanach Zjednoczonych. Choć prawdopodobnie ma on tyle samo krytyków, co zdeklarowanych fanów, to zdecydowanie jednego mu odmówić nie można - zapoczątkował pewnego rodzaju fenomen, a jego popularność wciąż rośnie, również w Polsce.
Kiedy piszę te słowa, amerykańska telewizja ABC wyemitowała finałowy odcinek czwartej serii Lost. Obejrzało go ponad 2 miliony widzów, a już wiadomo, że nakręcone zostaną jeszcze przynajmniej dwie serie. W świetle takiej popularności trudno się dziwić, że na rynek wypuszczona została gra oparta na tym samym pomyśle. Doświadczenie jednak uczy, że tego rodzaju produkcje stworzone na podstawie filmów i seriali, kierowane są do fanów i z reguły nie stoją na zbyt wysokim poziomie. Jednak pomimo sceptycyzmu, postanowiłam udać się na tajemniczą wyspę i być może poznać część jej tajemnic.
Pierwsze wrażenie
Na pierwszy rzut oka, gra Lost: Via Domus (w Polsce wydana pod tytułem Lost Zagubieni), wydaje się być całkiem ciekawą i ładnie wydaną produkcją. Pod tym względem bardzo lubię CD-Projekt jako wydawcę, bo aby uprzyjemnić zakup zawsze dodaje do gier różne dodatkowe atrakcje. W tym konkretnym przypadku jest to dość krótki, ale mimo wszystko ładnie wydrukowany poradnik.
Dobre pierwsze wrażenie nie trwa jednak długo, bo po chwili zastanowienia, nie sposób pozbyć się uczucia, że wszystko co znajdujemy w Zagubionych, zarówno w przypadku gry jak i samego wydania, przygotowane jest odrobinę na odczepnego. Poradnik fakt, jest umieszczony w pudełku, ale napisany jest dość lakonicznie i choć zawiera sporo screenshotów z gry, to są one czarno-białe, przez co niewiele na nich widać.
Podobnie z tłumaczeniem, o którym powiedzieć można niewiele więcej niż to, jest. W grze przetłumaczono tylko napisy, ale tak niewiele czasu poświecono przekładowi, że dialogi które czytamy w grze sprawiają wrażenie topornych. To nie jedyny problem, bo kilka razy spotkałam się z sytuacją gdzie tekst źródłowy dość mocno odbiegał od przetłumaczonej wersji, co wzbudziło moje zdziwienie. Można jedynie wnioskować, że komuś zabrakło albo chęci albo ochoty aby się przyłożyć, a nam zaserwowano kolejne dość przeciętne tłumaczenie.
Na tym jednak nie kończy się problem nierzetelności Lost, bo sama gra też choruje na problem niedopracowania, nie jest to już jednak wina dystrybutora tylko samych twórców. Lost instaluje się i odpala, co prawda bezproblemowo, ale jest w tej grze kilka elementów, które po kilku minutach użytkowania doprowadzić mogą do frustracji. Choćby menu główne, które wygląda bardzo ładnie, ale ma tendencje do migania graczowi przed oczami za każdym razem, gdy wybiera jedną z opcji. Bardzo męczy to wzrok, a po jakimś czasie po prostu wkurza. Kolejnym problemem są napisy. Wszystkie dialogi w grze nałożone są na obrzydliwe czarne tło i nie rozumiem, dlaczego panowie z Ubisoft nie mogli postarać się, aby napisy wyświetlały się w bardziej atrakcyjny sposób. Dodatkowo są one chyba przystosowane tylko do jednej (niskiej) rozdzielczości, bo na moim 21-calowym monitorze zawijały się mniej więcej w połowie ekranu, co jeszcze bardziej oszpecało grę.
Przysłowiowym gwoździem do trumny jest zaś silnik, na którym gra działa. Lost nie ma jakiś horrendalnych wymagań sprzętowych, a mimo wszystko gra albo zwalniała do granicy płynności albo z niewyjaśnionych przyczyn działała zbyt szybko. W efekcie utrudnione było sterowania bohaterem, a dialogi, które prowadził z innymi postaciami przewijały się zbyt prędko by dało się je odczytać. Może brzmi to śmiesznie, ale takie "przyspieszanie" po prostu uniemożliwiało mi grę, o zrozumieniu fabuły nie wspominając. Nigdy wcześniej nie przytrafił mi się taki dziwny problem, a przynajmniej nie w przypadku tytułu, który wydano w 2008 roku.