Gry

Parę słów o tłumaczeniu, dźwięku i trochę o muzyce

przeczytasz w 2 min.

Jak pisałam wcześniej, gra dostępna jest w dwóch wersjach językowych, angielskiej i polskiej. Choć z reguły skłaniam się w stronę oryginalnej wersji językowej i omijam tłumaczenia dla własnego dobra. To w przypadku Sam&Max o przekładzie nie mogę powiedzieć złego słowa. Angielska wersja jest niezła, ale Wojciech Mann i Jarosław Boberek w roli głównych bohaterów są po prostu świetni i z przyjemnością się ich słucha. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że polska wersja jest lepsza od angielskiej, a Pan Mann ze swoim charakterystycznym tonem głosu jest chyba jedyną osobą, która mogła wcielić się w Sama tak dobrze.

Uścisk dłoni należy się jednak zespołowi tłumaczeniowemu, który odwalił kawał dobrej roboty. Tłumacze nie tylko dość wiernie i z pomysłem przełożyli dialogi w grze, ale również umieścili zagraniczną grę w polskich realiach, tak, że gracz, który nie koniecznie orientuje się w kulturze anglojęzycznej zrozumie, o co chodzi. Przełożenie czegoś na rodzimy język nie jest trudne, ale zachowanie ducha oryginału jest już sztuką i za to ogromny ukłon w stronę zespołu.

Ma się jednak wrażenie, że talent tłumaczy zmarnowany został niedbałym zastosowaniem tego tłumaczenia w grze. Dotyczy to w szczególności wszelkiego rodzaju napisów, obecnych na przykład na plakatach czy znakach drogowych. Nie mogłam zrozumieć, według jakiej zasady są one przekładane. Czasami napis był po polsku, czasami po angielsku. Ponadto bywało tak, że w jednym epizodzie ten sam napis był po polsku, w innym już po angielsku i trudno wytłumaczyć, od czego to zależy.

Pominięto też kompletnie tłumaczenie piosenek (pojawia się ich w sezonie aż dwie) przez co gracz nie znający języka może gapić się w monitor przez dobre pięć minut, kiedy postacie śpiewają niezrozumiały kawałek. W większości przypadków są to drobiazgi, które nie wpływają szczególnie na grę, co najwyżej podnoszą poziom frustracji. Jednak, przynajmniej raz, spotkałam się z sytuacją, gdzie takie niedbałe tłumaczenie może niepotrzebnie utrudnić grę, a to już znaczny minus. W epizodzie piątym, nasi bohaterowie muszą przedostać się przez system zabezpieczeń i dostać do internetowego banku, ale żeby komputer ich przepuścił, muszą spełnić określone warunki bezpieczeństwa. Podpowiedzią do rozwiązania tego problemu jest rejestracja samochodu, który prowadzą główni bohaterowie, oraz rejestracja samochodu przejeżdżającego obok, który owe wymagania spełnia. Niestety jednak nasza rejestracja przełożona została na język polski, rejestracja drugiego samochodu została jednak po angielsku, co może tylko wprowadzić gracza w błąd i bardzo niedobrze, że pozwolono na taką wpadkę.

To nie jedyny przypadek takiego niedopatrzenia, jaki zaobserwowałam. Błędy pojawiały się też czasami w napisach dialogowych, które wyświetlały się po angielsku (chodzi zwłaszcza o napisy służące za didaskalia jak *kaszle* czy *wydaje ostatnie tchnienie*). Parę razy też Sam i Max odezwali się do mnie po angielsku, zamiast głosem Wojciecha Manna czy Jarosława Boberka. Odnosi się wrażenie, że ktoś się po prostu nie postarał i nie przetestował tłumaczenia do końca. A szkoda, bo psuję to ogólnie, bardzo dobrze zrobioną lokalizację.

Dobre wrażenie zrobiła na mnie z kolei muzyka. Trochę frywolna, trochę lekkoduszna, miejscami jazzująca. Zaskakująco dobrze wpasowała się w ten pokręcony świat. Główną zaletą jest to, że nie zagłusza reszty gry, umila czas ale nie przeszkadza. Szczególnie w pamięci utknął mi motyw muzyczny, który leciał w pokoju kontrolnym Rzeczywistości 2.0. Kiedy to nasi bohaterowie stają oko w ekran z komputerami sterującymi wirtualnym światem. Pompatyczna melodia sugerowała jakąś przerażającą istotę pokroju Saurona, kiedy naprawdę wielkimi architektem był stary automat do gry, komputer kojarzący się trochę z Atari i aparat telefoniczny.