Gry

Zabawa w Rambo (filmik)

przeczytasz w 2 min.

Mechanizm rozgrywki jest bardzo standardowy - mamy dużo klikania, dużo sieczki, możliwość leczenia, ulepszania i rozwoju głównego bohatera. A mimo to zabrakło też kilku istotnych elementów. Jednym z nich jest na przykład ekwipunek. Wprawdzie Seth trzyma przy sobie różnego rodzaju bronie, jednak nie mamy możliwości swobodnego ich przeglądania, wybierania dodatkowych zbroi, hełmów, takiego typowego "inventory".

W trakcie zabawy przemierzamy niezliczone korytarze statku i trzeba przyznać, że jest on naprawdę olbrzymi, chociaż brakuje mu różnorodności. Większość pomieszczeń została wykonana według tego samego schematu, umieszczono w nich po kilka pudełek oraz beczek, które możemy wysadzić, a także otwierane drzwi - właściwie dokładnie tak rysuje się 95% całej Space Siege.
Pozostałe 5% stanowią faktycznie imponujące lokacje charakteryzujące się niespotykaną w innych miejsach architekturą czy oryginalnymi pomysłami, jak na przykład stworzenie kosmicznego lasu. Tego typu pomysły sprawiają, że gracz nie czuje się sfrustrowany, jakby w koło przemierzał te same korytarze. Niestety jest ich zdecydowanie za mało.

Podobnie monotonna jest rozgrywka. Przygotowałem w związku z nią naprawdę długą listę życzeń i zażaleń. Przede wszystkim irytuje totalna liniowość. Gra nie próbuje sprawiać nawet pozorów swobody. Korytarze statku są ciasne, wręcz klaustrofobiczne, a Seth ma biec dokładnie tam, gdzie życzyli sobie tego twórcy. I nawet gdybyśmy chcieli postąpić inaczej - po prostu się nie da. Atutem takiego rozwiązania jest fakt, że praktycznie nie można się zgubić. Nie takich zalet oczekiwałem jednak od Space Siege.

Liniowość dałoby się przeboleć, gdyby nie totalnie monotonna rozrywka. Pierwsze trzy etapy spędzone przy grze były prawdziwą przyjemnością, kolejne trzy - miła zabawą, następne dwadzieścia - prawdziwym koszmarem. Zabawa nie zaskoczyła absolutnie niczym, cały czas podążamy według szybko odkrytych schematów. Twórcy wprawdzie postarali się o całkiem niezłą (jak na hack&slash, bowiem do pełnoprawnych RPG'ów się nie umywa) fabułę, ale jej śledzenie w obliczu narastającej frustracji wcale nie było przyjemnością. Szacunek dla tego kto ukończy Space Siege. Nie dlatego, że jest trudna, nie dlatego, że jest długa - dlatego, że ten ktoś ma zadatki na znakomitego księgowego czy innego miłośnika powtarzania monotonnych czynności w nieskończoność.
Brakuje w tym wszystkim polotu, świeżości, tytułowa Kosmiczna Twierdza staje się swego rodzaju pułapką, może nawet grobowcem dla wszelkich emocji czy radości z rozgrywki.

Nie ratuje tego także tryb multiplayer. Dostępny w sieci LAN lub specjalnej usłudze sieciowej Gas Powered Games pozwala na współpracę wraz z innymi graczami jednak - tu ciekawostka - nie na pokładzie S. S. Armstronga. Przenosimy się na kompletnie inny statek, a zabawa przez internet nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, co obserwowaliśmy w trybie gry pojedynczej.

Szczególnie przyjemnym nie nazwałbym także sterowania. Wprawdzie kierowanie głównym bohaterem przy użyciu myszki to już standard, jednak wyraźnie zabrakło opcji poruszania się Sethem korzystając z klawiatury (strzałek czy WASD), za jej pomocą wybieramy jedynie specjalne umiejętności czy też wydajemy rozkazy Harvey'owi. Na dłuższą metę można się do tego rozwiązania przyzwyczaić, ale do najwygodniejszych ono nie należy.
Co więcej zabawę utrudnia także nie najlepsza praca kamery oraz słabe możliwości przystosowania jej do wymagań gracza. Albo jest za blisko, albo za daleko, zdarza się jej nie obejmować całego ekranu, zaś szybkie obracanie się we wskazanym kierunku pozostawia wiele do życzenia. A jest to szczególnie istotne podczas starć z wieloma przeciwnikami, kiedy przecież trzeba mieć (dosłownie!) oczy dookoła głowy.