• benchmark.pl
  • Gry
  • Ciężkostrawny koktajl, który może jeszcze dojrzeje – recenzja Empire of Sin
Ciężkostrawny koktajl, który może jeszcze dojrzeje – recenzja Empire of Sin
Gry

Ciężkostrawny koktajl, który może jeszcze dojrzeje – recenzja Empire of Sin

przeczytasz w 7 min.

Empire of Sin obiecywało nam strategiczną podróż do Chicago czasów prohibicji, jakiej jeszcze nie było. Zamiast tego otrzymaliśmy pełną błędów wydmuszkę, która bezskutecznie stara się zrealizować swój olbrzymi potencjał. Oto nasza recenzja Empire of Sin!

Ocena benchmark.pl
  • 3/5
Plusy

interesujący pomysł na strategię osadzoną w Chicago czasów prohibicji; plejada ciekawych bohaterów do wyboru; parę oryginalnych pomysłów na odwzorowanie przestępczej ekonomii; niezła oprawa dźwiękowa; niektóre zadania bywają naprawdę erpegowe i wciągające; znajdzie się parę elementów tej produkcji, które nawet działają! :)

Minusy

brak pomysłu na spójne połączenie motywów z różnych gatunków; wiele zadań nie porywa oryginalnością; rozgrywka, zamiast głębi i złożoności, cechuje się raczej chaosem; opcje dyplomatyczne rozczarowują swoją prostotą; masa, masa najróżniejszych błędów i usterek; mało intuicyjne sterowanie i interfejs w wersji konsolowej; słabiutka sztuczna inteligencja przeciwników

Czas na wycieczkę do gangsterskiego Chicago

Amerykańskie międzywojnie, a w szczególności czas prohibicyjnych porachunków gangsterów, to okres w historii, który rozpala wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że Romero Games pod egidą Paradox Interactive, wydawcy znanego z wyśmienitych strategii takich jak choćby genialny Crusader Kings III, postanowiło zafundować nam tytuł osadzony w Chicago tamtych lat. I nie chodzi o klasyczne podejście do tematu, jakie znamy chociażby z gry Mafia. Empire of Sin jest bowiem połączeniem strategii z taktyczną turówką w rodzaju XCOM.

Jeszcze przed premierą wszystko to wyglądało trochę zbyt pięknie, by mogło się ziścić. Osobiście miałem olbrzymie wątpliwości, co wyjdzie z tego awangardowego podejścia. Teraz już wiem – ani nie jest ono szczególnie awangardowe, ani szczególnie udane. Mało tego! Po pierwszych godzinach zabawy – o ile tak można nazwać to doświadczenie – byłem przekonany, że recenzja Empire of Sin będzie niczym więcej, jak tylko litanią skarg i zażaleń. Ledwo jednak zabrałem się za pisanie tekstu, wydarzył się cud! Na moim PlayStation 4 (bo ogrywałem wersję konsolową) wylądowała aktualizacja do gangsterskiej strategii Romero Games.

Postanowiłem więc dać tej produkcji jeszcze jedną szansę i tak powstała recenzja, która nadchodzi z drobnym opóźnieniem, ale za to próbuje zdać sprawę z jak najbardziej aktualnego stanu gry. Bowiem popremierowa „łatka” pozwoliła wreszcie dojrzeć zza zasłony błędów, bugów i nieczytelnego interfejsu pewien potencjał, który Empire of Sin z pewnością posiada. Choć do ideału wciąż baaardzo daleko...  

Empire of Sin - walka turowa

W skali mikro Empire of Sin jest wariacją na temat taktycznej gry turowej w stylu XCOM 2, a w skali makro strategią jak wiele innych – nie znalazłem tu w zasadzie niczego prawdziwie rewolucyjnego. 

Chaos to żywioł każdego gangstera

Moja przygoda z Empire of Sin zaczęła się od wyboru gangstera, którym miałem pokierować. Czekała na mnie cała plejada barwnych postaci, wśród których na szczególną uwagę zasługiwał, oczywiście, legendarny Al Capone. Wybór nie jest łatwy, bo każdy bohater ma swój unikalny zestaw cech, które wpływają na całe spektrum rozgrywki, a to obiecuje unikalne podejście do kampanii (obiecuje, bo w rzeczywistości, niestety, nie robi to wielkiej różnicy). Przypomina to trochę taką bardziej urozmaiconą wersję Anno 1800, bo później stawiamy czoła tym wszystkim bandziorom, na których się nie zdecydowaliśmy.

Empire of Sin - gangster

Po wyborze szefa mojej przestępczej organizacji, wyruszyłem na ulice Chicago. Miłym akcentem na początek kampanii był wprowadzający dialog z burmistrzem miasta, który prosił mnie o pewną przysługę (a kiedy rozpocząłem grę od zera po wspomnianej aktualizacji rozmówcy zaczęli nawet poruszać ustami! ;)). To taki zwiastun erpegowych elementów, których i później w Empire of Sin znalazłem sporo, choć ich wykonanie pozostawiało wiele do życzenia.

Tak czy inaczej, ruszyłem na miasto! Początki mafijnej kariery nie były dla mnie łatwe, bo samouczek do najbardziej przystępnych nie należy, a gra ma tendencję do bombardowania wszelkiej maści informacjami, które mogą w ciągu pierwszej godziny przyprawić o niezły zawrót głowy. 

Empire of Sin - podsumowanie okolicy

No właśnie, ten informacyjny zamęt oszałamia, to prawda, ale jednocześnie daje do zrozumienia, że rozgrywka jest piekielnie złożona. Ta iluzja z chwili na chwilę znika coraz bardziej i wyłania się spod niej mechanika dosyć prosta, która w dodatku jest miszmaszem motywów z innych gier, które poklejono ze sobą w dosyć chaotyczny sposób. W skali mikro jest to bowiem wariacja na temat taktycznej gry turowej w stylu XCOM 2, a w skali makro strategia jak wiele innych – nie znalazłem tu w zasadzie niczego prawdziwie rewolucyjnego

Biegałem więc moją drużyną (bossem i jego podopiecznymi, których werbowałem spośród puli cyngli do wynajęcia) od drzwi do drzwi tutaj na coś napadając, tam znowuż kupując jakąś nieruchomość, a czasem gadając z jakąś postacią, która prosiła mnie o przysługę. Tak wygląda rozgrywka z lotu ptaka, ale warto przyjrzeć jej się w szczegółach.

Empire of Sin - bandziory do wynajęcia

Makro, czyli ruletka, dziewczyny i skrzynka piwa

Cała zabawa w Empire of Sin kręci się, rzecz jasna, wokół zakładania nielegalnych przedsiębiorstw, wśród których znajdują się browary, domy publiczne, kasyna, hotele i knajpy. Każda z tych prohibicyjnych atrakcji działa trochę inaczej, ale wszystkie one służą jednemu celowi – wzbogacaniu się. 

W grze dysponujemy bowiem dwoma podstawowymi surowcami: szmalem i gorzałą. Pieniądze spływają z naszych biznesów, a alkohol zasila niemal każdy z nich (na marginesie – nie do końca pojmuję, czemu twórcy zdecydowali się akurat na browary, a nie destylarnie, ale może moja wiedza historyczna kuleje i piwo faktycznie było jakimś płynnym złotem czasów prohibicji).

Ciekawym pomysłem jest segregacja trunków procentowych ze względu na ich jakość, bo to otwiera pulę całkiem nowych możliwości. Nie tylko mogłem sprzedawać marnej jakości piwsko innym gangsterom udając, że to cymes z górnej półki, ale też musiałem się upewnić, że serwowane w moich knajpach trunki pasują do gustów klienteli.

Natomiast nawet takie urozmaicenia nie były w stanie przesłonić dosyć siermiężnych fundamentów zabawy. Ot, kupujemy lub odbijamy tę czy inną nieruchomość, zakładamy w niej biznes, dostarczamy alkohol i zabieramy pieniądze. Dużo tu czasochłonnego łażenia po mieście, a trochę mało emocji.

Empire of Sin - mapa okolicy

W dodatku inni gangsterzy tylko z rzadka nam poważnie w tym przeszkadzają (o policji nawet nie wspomnę), a interakcje z nimi są bardzo powierzchowne. Niestety, dyplomacja w Empire of Sin to wydmuszka, która zapowiada Bóg wie jaką mafijną operę, a koniec końców pozostaje wciąż na drugim planie. 

Niby każdy z bossów ma swoją unikalną osobowość, niby nasi podwładni mają jakieś relacje między sobą (które powodują na przykład, że zakochana para reaguje na obrażenia otrzymywane przez partnerów), ale wszystko to palcem na wodzie pisane.

Mocno rozczarowują też spotkania twarzą w twarz z innymi mafiozami. A to one miały być przecież jednym z ciekawszych elementów Empire of Sin. Tymczasem w większości to nudnawe pogaduchy. Odbywają się, dajmy na to, kiedy poznajemy nową frakcję. Nasz rywal oczekuje wtedy spotkania z nami, w czasie którego opowie, że ma dziewiątkę rodzeństwa, albo coś naściemnia o swoich szlachetnych pobudkach, a na koniec zaproponuje nam biznesową umowę z rozdzielnika.

Może i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to kolejny dosyć czasochłonny, a mało ekscytujący element rozgrywki. Zwłaszcza, że takie spotkania pozostawiają stosunkowo mało opcji, a jednocześnie wymagają za każdym razem dojazdu do kryjówki konkurenta. 

Empire of Sin - spotkanie z mafiozem

Chyba pierwszym dla mnie dużym rozczarowaniem w tej kwestii było zawieranie rozejmu po wojnie gangów. Pojechałem do mojego przeciwnika z pokojową ofertą, licząc na to, że podstępem przerwę negocjacje, wyciągnę spluwę i rozwalę go na miejscu. Tymczasem cały dialog był kurtuazyjną wymianą zdań, która musiała zakończyć się obopólną zgodą. Nie dało się tego załatwić jednym kliknięciem w menu dyplomacji?

Wielka szkoda, że nie pokuszono się o więcej erpegowych zagrań w kontekście tych negocjacji na szczycie. Znacznie lepiej widać je w zadaniach, które otrzymywałem od postaci w trakcie kampanii, ale i one raz są ciekawsze, raz nudniejsze. 

Chociaż zdarzają się i prawdziwe perełki, jak wybór między zdradzeniem wieloletniego przyjaciela, burmistrza Chicago, a rozpętaniem jatki na ulicach miasta. Co ważne, tutaj też mogłem korzystać na przykład z umiejętności perswazji czy zastraszania, co pozwalało mi na typowo erpegowe wyłganie się z tarapatów.

Empire of Sin - udane zastraszenie

Mikro, czyli kosmici, niezniszczalne stoły i gangsterskie mózgownice

O rozgrywce w skali marko można powiedzieć jeszcze więcej, bo Empire of Sin to taki mały raj dla wszystkich fanów tabelek, statystyk i ulepszania budynków, ale koniec końców nie ma to większego sensu. Duża część tych mechanik bardziej pozoruje głębię rozgrywki, aniżeli faktycznie ją wprowadza.

Jeśli zaś chodzi o skalę mikro, czyli taktyczne strzelaniny, i ona ma swoje plusy i minusy. Na pierwszy rzut oka to po prostu kopia XCOM-a z jego charakterystycznymi osłonami, trybem warty, dwoma punktami akcji na bohatera itp. Do tego znalazłem tu też ekwipunek każdej postaci (znów przywodzący na myśl turówkę Firaxis Games) oraz ich reakcje na to, co się dzieje z innymi członkami gangu (tego akurat nie znajdziemy w hicie o kosmitach).

W temacie plusów to, niestety, wszystko! Cała reszta jest jednym wielkim minusem. Potyczki są źle zbalansowane, mapy nudne i powtarzalne do bólu, otoczenie nie ulega zniszczeniu, nawet gdy walnąć dynamitem w stół bilardowy, a przeciwnicy to banda biegających w tę i we w tę półgłówków. 

Co gorsza, strzelanin jest od groma, a przycisku automatycznej walki brakuje. Czasem więc trzeba stracić mnóstwo czasu na rozegranie z góry wygranej partii po to tylko, by, dajmy na to, zająć kolejny mało istotny budynek.

Twórcy Empire of Sin nie dają więc biednemu graczowi wytchnienia ani podczas turowych potyczek, ani przy zarządzaniu swoim imperium w skali makro. A szkoda, bo gdyby chociaż jeden z tych dwóch fundamentów produkcji działał jak należy, można by przymknąć oko na drugi.

Empire of Sin - chaos podczas potyczki

Przepraszam, czemu pana imperium nie działa, panie gangsterze?

A miało być tak pięknie! Chicago lat dwudziestych, pogawędki między gangsterami, budowanie swojego wielkiego przestępczego imperium… Co poszło nie tak? Wydaje się, że przede wszystkim zabrakło spójnej koncepcji, która połączyłaby motywy z różnych parafii w jeden dobrze naoliwiony mechanizm. Zamiast tego, otrzymaliśmy chaotyczną mozaikę rozwiązań, która nie przekłada się na złożoność rozgrywki.

No, ale do tego zawodzi też samo wykonanie. Nie mówię nawet o tym, że grafika nie powala na kolana, bo nikt się chyba nie spodziewał, że ten tytuł będzie wizualną perłą (na szczęście warstwa dźwiękowa jest o niebo lepsza). 

Chodzi mi raczej o dużo grubsze przewinienia. Przede wszystkim więc – napotkałem całą masę błędów. MASĘ! Od postaci, które utknęły w podłodze kasyna, po bezpowrotnie uszkodzone pliki zapisu. Łowcy wszelkiej maści „gliczy” będą mieli używanie w Empire of Sin!

A nawet jakby spróbować przymknąć oko na to, że Empire of Sin jest pełną usterek maszynką skleconą z odpadów po innych produkcjach, to… No właśnie, ten tytuł nie ma wiele więcej do zaoferowania. Gdyby chociaż misje fabularne porywały złożonością, oryginalnością albo prezentowały jakieś nowe spojrzenie na czasy prohibicji. Niestety, nic z tego!

Empire of Sin - bug

Empire of Sin – czy warto kupić?

Chciałoby się powiedzieć dyplomatycznie: „to zależy” albo „każdy ma swój gust”… Ale w tym przypadku tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa: nie warto. W każdym razie jeszcze nie teraz. Empire of Sin ma olbrzymi potencjał – to trzeba mu oddać, - ale na razie jest on kompletnie niezrealizowany. Pociesza natomiast ta często wspominana przeze mnie ostatnia aktualizacja. Usunęła ona sporo błędów, uczyniła interfejs (w wersji konsolowej w każdym razie) dużo bardziej przejrzystym, a nawet zlikwidowała męczącą mechanikę reperowania broni.

Na razie więc Empire of Sin zasłużyło sobie na tróję, chociaż i tak przed premierową „łatką” nie sięgnęłoby wyżej, niż dwa z plusem. Jest więc nadzieja, że jeszcze dwie takie aktualizacje i będziemy mieli grę na cztery… Ho, ho, ho! Repetujcie swoje thompsony, bo, jeśli twórcy nie odpuszczą, to czeka nas… ee… umiarkowanie dobra zabawa.

Empire of Sin - spelunka

Ocena końcowa Empire of Sin

  • interesujący pomysł na strategię osadzoną w Chicago czasów prohibicji
  • plejada ciekawych bohaterów do wyboru
  • parę oryginalnych pomysłów na odwzorowanie przestępczej ekonomii
  • niezła oprawa dźwiękowa
  • niektóre zadania bywają naprawdę erpegowe i wciągające
  • znajdzie się parę elementów tej produkcji, które nawet działają!:)
     
  • brak pomysłu na spójne połączenie motywów z różnych gatunków
  • wiele zadań nie porywa oryginalnością
  • rozgrywka, zamiast głębi i złożoności, cechuje się raczej chaosem
  • opcje dyplomatyczne rozczarowują swoją prostotą
  • masa, masa najróżniejszych błędów i usterek
  • mało intuicyjne sterowanie i interfejs w wersji konsolowej
  • słabiutka sztuczna inteligencja przeciwników
     
  • Grafika:
     dostateczny
  • Dźwięk:
     dobry
  • Grywalność:
     zadowalający plus

Ocena ogólna:

60% 3/5

Empire of Sin na PlayStation 4 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Koch Media Poland

Oto co jeszcze może Cię zainteresować:

Komentarze

1
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    DONESS
    0
    W przypadku gdy chcemy ją ograć na switchu to według mnie jest warta zakupu.