
Czy tegoroczny Gamescom był udanym wydarzeniem? Relacja z największej imprezy dla graczy
Gamescom to bez wątpienia największy event gamingowy w Europie i być może też na świecie. To tutaj ogłaszane są premiery oraz postępy w pracach nad już zapowiedzianym grami. Jest też sprzęt dla graczy i nowe technologie, zatem i mnie nie mogło zabraknąć - zapraszam do relacji.
Do wyjazdu na tegoroczny Gamescom przymierzałem się już od powrotu z Computex 2025 - zwykle to wydarzenie omijałem, jako że od gier w redakcji mamy innych redaktorów, ale tym razem doszły mnie słuchy, że odbędzie się kilka dużych premier również w zakresie sprzętowym i technologicznym, a tego przegapić nie mogłem. Stąd też niezmiernie się ucieszyłem, gdy dotarło do mnie zaproszenie od Wargaming (Studio odpowiedzialne za World of Tanks i World of Warships), które to zaoferowało się pokryć koszta związane z logistyką wyjazdu. Dosyć szybko okazało się, że jest ku temu istotny powód, gdyż mają co świętować, ale do tego przejdziemy nieco później, jako że jeszcze przed galą otwarcia Gamescom miałem ręce pełne roboty.
Niektórzy tak docierali na Gamescom - ja przyjechałem czołgiem!
Ekskluzywne pokazy u NVIDII
Jak tylko dotarłem do Kolonii i zostawiłem bagaże w hotelu, swoje kroki skierowałem w stronę zamkniętego pokazu dla prasy zorganizowanego przez NVIDIA, który to odbywał się od rana we wtorek, zatem w dzień gali otwarcia Gamescom. To, co chciałem tam zobaczyć i wypróbować na własnych oczach oraz dłoniach, to przede wszystkim ogromne zmiany, jakie zapowiedziano dla usługi grania w chmurze GeForce NOW. To jednak zbyt rozległy temat, aby tutaj go opisywać, zatem o nim przeczytacie już niebawem w osobnej publikacji. To jednak nie wszystko, co NVIDIA przygotowała tego dnia dla prasy, oj nie.
Główna gwiazda pokazu NVIDII - granie w chmurze z jakością obrazu z PC.
Otóż na miejscu obecni byli też przedstawiciele największych studiów deweloperskich, które współpracują z NVIDIA w kwestii optymalizacji wydajności i poprawy oprawy graficznej w swoich grach. Łącznie blisko dziesięć dodatkowych pokazów, podczas których mogłem każdorazowo przez 20-25 minut samodzielnie pograć w omawiany tytuł, oczywiście na wiodącym w branży sprzęcie (zwykle zestawy zawierały NVIDIA GeForce RTX 5090 i AMD Ryzen 7 9800X3D), który pozwalał też w pełni wykorzystać potencjał pakietu NVIDIA DLSS 4 - w tym dostępny tylko dla nowych kart DLSS Multi Frame Generation.
Pragmata - gwarantowany hit i najbardziej imponująca zapowiedź z Gamescom
Pierwszy z pokazów, na jaki dotarłem, zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że przez resztę wyjazdu nie sądzę, aby cokolwiek innego mi równie mocno zaimponowało, ale po kolei. Gra od studia Capcom, zapowiedziana obecnie na przyszły rok, opowiada z pozoru oklepaną do bólu historię komandosa, który musi uciec z stacji kosmicznej pełnej wrogich robotów. Do tego na dzień dobry dostajemy mechanikę hakowania, która łączy w sobie elementy logicznej i zręcznościowej minigierki. Jak jeszcze się okazało, że mam grać na padzie (co osobiście nigdy nie jest moim pierwszym wyborem), to sądziłem, że błyskawicznie się zniechęcę. Nic takiego jednak się nie wydarzyło.
Wygląda skomplikowanie, ale w istocie nie tylko takie nie jest, ale jeszcze daje masę frajdy!
Dosłownie 5 minut gry wystarczyło, aby mechanika zabawy stała się intuicyjna i dawała przy tym idealne wyważenie satysfakcji i łatwości gry. Było tak dobrze, że niemal bym nie zdążył zwrócić uwagi na to, jak pięknie prezentuje się oprawa gry, nawet pomimo tego, iż nie jest to jeszcze w pełni ukończony produkt. Podczas pokazu aktywne były techniki śledzenia promieni, co w ciasnych i mocno błyszczących powierzchniach kosmicznych baz jest nieodzownym rozwiązaniem. Największe wrażenie jednak zrobiła na mnie animacja włosów naszej młodej towarzyszki - dziewczynka o nadprzyrodzonych zdolnościach manipulowania robotami ma długie do kolan blond włosy, które radośnie powiewają, gdy biegamy z nią na plecach, ale też unoszą się w górę, gdy spadamy kilka pięter, aby w chwili lądowania widowiskowo z bezwładnością opaść w dół.
Zachowanie włosów kolejno podczas spadania, lądowania i dalszego biegu.
Przy tym faktycznie wyglądają tak, jak wyglądać powinny takie rozczochrane i długie włosy - coś czuję, że możemy mieć tu do czynienia z techniką NVIDIA RTX Hair, a jeżeli nie, to trudno o lepszą grę na jej implementację. Z pewnością natomiast aktywne były techniki DLSS 4, jako że gra w 4K dawała poczucie płynności znacznie przekraczające 100 FPS. Aktywny był też DLSS MFG, choć przyznam, że nawet analizując nagrania (z których pochodzą powyższe ujęcia) nie widzę praktycznie żadnych artefaktów.
Cutscenki renderowane na silniku gry też robią robotę.
Resident Evil: Requiem - na tę grę czekam już od dawna
Kolejny pokaz, co zabawne, też uwzględniał dosyć niezłą fizykę włosów głównej bohaterki, jako że gra zaczyna się gdy wisimy głową w dół, przytwierdzeni do specjalnego stołu, i spuszczana jest z nas krew - ot, typowy Resident Evil. Tu jednak podczas rozgrywki (w której można wybrać kamerę z pierwszej lub trzeciej osoby) włosy są już bardziej statyczne i tylko lekko reagują na nasze ruchy. Jest za to pełen Path Tracing, który w tak mrocznej grze, jaką bez wątpienia jest RE: Requiem, jest absolutnie nieodzowny. W zasadzie ta gra na konsole, które tej technologii są oczywiście pozbawione, powinna być sprzedawana w znacznie niższej cenie, aby odzwierciedlić niekompletność dostarczanego dzieła.
Czy to będzie rok innowacji we włosach w grach?!
Świetną robotę (w sumie jak zwykle) robi NVIDIA Ray Reconstucion, dzięki któremu wszystkie odbicia, czy też poświaty rzucane przez światło na różne powierzchnie, reagują błyskawicznie. Tak samo też zachowuje się nasze odbicie w lustrze. Gaszenie światła powoduje, że momentalnie robi się ciemno i analogicznie od razu robi się jasno, gdy światło włączymy - w przypadku oświetlenia realizowanego przez śledzenie promieni to większe osiągnięcie, niż mogłoby się wydawać. Od strony wydajności i jakości oprawy DLSS Super Resolution oraz Multi Frame Generation też już teraz działają bez najmniejszego zarzutu (a tutaj już grałem na myszce, więc łatwiej było sprawdzić występowanie artefaktów).
Takiego klimatu nie osiągnie się bez Path Tracingu.
Vampire the Masquerade Bloodlines 2 - powrót w wielkim stylu?
Oto nowa odsłona hitu sprzed lat (którą swoją drogą miałem okazję podziwiać z dodanym Path Tracingiem w ramach RTX Remix!), do której dostęp nie był aż tak limitowany, jako że odpalono ją na dwóch laptopach (OMEN) na stanowisku “w przejściu”. Niemniej to właśnie ten tytuł wytypowałbym jako trzeci najbardziej interesujący z ogranych tego dnia. Fabularnie, jak i pod kątem rozgrywki, wyglądało to bardzo dobrze - trzyma klimat pierwowzoru, ale też daje poczucie, że gramy w jedną z najnowszych gier. Trochę skradania, trochę walki, w której czuć potęgę wampira, którym gramy, a do tego masa opcji rozwoju postaci, kilka ścieżek specjalizacji oraz opcje personalizacji wyglądu. Ta gra ma potencjał.
Obcasy, paznokcie, ostrza, tusz do rzęs - kto jest złolem? Wiadomo my (wampiry)! .
Gra rozgrywa się w Seatle, ale dałbym głowę, że czuć nowojorskie klimaty z Max Payne :D
Od strony graficznej było dobrze - silnik to Unreal Engine 5.4 i obecnie korzysta zdaje się tylko z Lumen (i to w dosyć podstawowej konfiguracji), co nieco ujmuje oprawie, ale pamiętajmy, że to nadal bardzo wczesna wersja gry, a dodanie Path Tracingu do tego silnika zostało już dobrze przećwiczone przez inżynierów NVIDIA i bardzo możliwe, że na premierę lub krótko po niej doczekamy się łatki naprawiającej oprawę graficzną. Teraz od strony wydajności nie miałem większych zastrzeżeń, co jest zasługą DLSS 4 - a przypomnę, że grałem na laptopie w rozdzielczości QHD. Działanie DLSS 4 MFG da się dostrzec analizując nagranie poklatkowo, ale odtwarzając je normalnie, oraz po prostu podczas gry artefaktów nie da się dopatrzyć.
Dlatego nie należy budzić kilkusetletniego wampira...
Pozostałe gry, w jakie mogłem zagrać jeszcze przed Gamescom
Podczas kolejnych prezentacji miałem okazję zagrać w nowego Borderlands 4, o którym pewnie wiecie już wszystko, a na mnie nie zrobił wielkiego wrażenia (choć pewnie i tak zagram :P). Był też zaskakująco wymagający “soulslike” czyli Phantom Blade Zero - kolejna gra na UE5, zatem graficznie bardzo przyzwoita. Nieco odtrąciło mnie to, że przeciwnicy mają praktycznie taką samą mechanikę postaci, co gracz, zatem trzeba dobrze grać, aby wygrać, ale to w sumie chyba zaleta w przypadku tego typu gier.
Yep, to kolejne Borderlandsy (4)...
Phantom Blade Zero - to akurat wygląda na ambitną grę i pewnie bym wył z zachwytu, gdybym tylko lubił gry soulslike.
Niewiele dobrego, przynajmniej na tym etapie, mogę powiedzieć o grach Cinder City oraz Black State. W obu grach poruszamy się komandosem ciężko uzbrojonym w nowoczesny strój oraz tonę gadżetów i walczymy z hordami wrogów - w pierwszym przypadku całkowicie otwarcie, a w drugim próbujemy zachować pozory skrytości. Wizualnie wypadały w porządku, ale też w obu napotkałem problemy z działaniem DLSS 4 MFG (rzucające się w oczy artefakty wokół postaci oraz na całym ekranie przy dynamicznych scenach). Choć i bez tego nie są to gry, które prędko trafią na moją listę życzeń.
Black State - jeżeli będziemy się głównie skradać, to DLSS 4 MFG nie będzie przeszkadzać.
Cinder City - w bardziej generyczną grę dawno nie grałem.
Ostatecznie był też przedpremierowy pokaz Hell is Us (gra ma premierę zapowiedzianą na 4 września) - to, w moim odczuciu, takie połączenie Stalkera i Final Fantasy, ale przez te 20 minut, które miałem, aby z grą się zapoznać, nie zachęciła mnie, aby do niej wracać w najbliższym czasie. Choć możliwe, że wrócę dla samej historii, która ponoć ma być bardzo dobra.
Hell is Us - klimat jest, fabuła też, tylko gameplay jakoś tak mi nie leży.
Gamescom nie pomieściłby tego, co przygotował ASUS
Jednym z powodów, dla których chciałem wybrać się na Gamescom, był pokaz urodzinowej karty graficznej ASUS ROG Matrix GeForce RTX 5090 - modelu wydanego na 30. rocznicę rozpoczęcia produkcji kart graficznych ASUS. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie znajdę jej bezpośrednio na terenie Gamescom (pośród hal targowych) - ASUS w tym roku zaszalał i zrobił swoje stanowisko bezpośrednio na pobliskiej rzece Ren. W tym celu wynajęto okręt, na którego pokładach rozplanowano wystawy ich nowego sprzętu. A tego było nawet więcej niż sama nowa karta.
Takie stanowisko to ja rozumiem!
Co się zaś tyczy karty, była dokładnie tak imponująca i jednocześnie nostalgiczna, jak się spodziewałem - nowoczesne chłodzenie z czterema wentylatorami wyglądem nawiązywało do starszych kart z turbiną i zaokrągleniem na wentylatory. Jest to też pierwsza karta GeForce RTX 5090 z fabrycznym limitem mocy sięgającym 800 W (był też jeden HOF, ale to na ograniczonym w kwestii wydajności AI GPU RTX 5090 D z rynku chińskiego). Warunkiem, który trzeba spełnić, aby odblokować te 800 W, jest podłączenie karty graficznej do płyty głównej ze złączem zasilania dla karty (typu ASUS BTF), a ponadto i tak podpiąć przewód zasilający 12 V 2x6 PIN.
Poza kartą ASUS pokazał też wyjątkowo wygodny fotel gamingowy ASUS ROG Crouser, w którym ergonomia przykuwa uwagę nawet bardziej niż stonowane i faktycznie dobrze zaimplementowane RGB (zasilane z powerbanka lub przewodem magnetycznym). Oparcie ma regulację odcinka lędźwiowego w dwóch płaszczyznach i zawiasy, które sprawiają, że to podparcie lędźwi pozostaje w tej samej pozycji niezależnie od pochylenia oparcia. Podłokietniki są regulowane w każdej płaszczyźnie, a sam fotel utrzyma do 120 kg, zatem nawet pode mną się nie zarwał.
Niby gamingowy, a realnie wygodniejszy od wielu ergonomicznych foteli w podobnej cenie (2500-3000 zł).
Był też cały kącik z Hatsune Miku - jeżeli nic wam ta nazwa (cyfrowej) artystki nie mówi, to najpewniej uznalibyście to za kolejną “anime-stylizację”. Tymczasem to realnie był jeden z bardziej obleganych kątów wystawy. Pośród wszystkich produktów pojawił się też nowy monitor (ROG Strix XG27ACMEG-G) właśnie w edycji Hatsune Miku - Fast IPS, QHD i 260 Hz oznacza, że nie tylko z zewnątrz prezentuje się pięknie, ale też to, co wyświetla, będzie wyglądać bardzo dobrze.
Mania na Hatsune Miku zdaje się jeszcze nie dotarła do Polski - co sądzicie o takim zestawie?
Choć nie tak dobrze i na pewno nie tak dynamicznie, jak ROG Swift OLED PG27AQWP-W, który to posiadał swoją własna gablotkę. To pierwszy tak szybki panel OLED zdolny zaoferować odświeżanie na poziomie 720 Hz! Co prawda tylko jeżeli obniżymy rozdzielczość do 1280x720 px (co na 27” wygląda “tak sobie”), ale rekord to rekord. W natywnym 1440p uzyskujemy już “tylko” 540 Hz, co też nie jest dalekie od rekordu (dla tej rozdzielczości). Jako że to OLED (W-RGB OLED), to mamy też bardzo dobre pokrycie kolorów, idealną czerń i natychmiastowy czas reakcji GTG.
Monitor 720/720 (Hz/px) - tylko dla prawdziwych prosów.
Na okręcie ASUS’a mogłem też podziwiać przystawkę z GPU (na USB-C) dla laptopów/PC, nowe układy chłodzenia z zakrzywionym OLED na blokopompie, płyty główne w standardzie BTF oraz najnowsze routery AI z WiFi 7. Tutaj też pierwszego dnia Gamescom ASUS w formie bankietu świętował wspomniane 30 lat produkowania kart graficznych (był nawet kącik poświęcony historii tych kart, z kilkoma wyróżnionymi modelami).
Pierwszy laptop z prawdziwym RTX 5090!
Gamescom coraz odważniej prezentuje hardware
Przechadzając się już po samych targach miałem wrażenie, że Gamescom stał się jeszcze większą imprezą, niż był dotychczas. Nie tylko dlatego, że samych hal wykorzystano zdaje się rekordowo dużo (dla tej imprezy), a do tego zwiedzających i tak było miejscami aż zbyt wielu, aby komfortowo przemieszczać się po obiekcie, ale z uwagi na to, że postanawia się tutaj wystawiać coraz więcej producentów sprzętu. Oczywiście jest to sprzęt około-komputerowy lub po prostu akcesoria dla graczy, ale i tak wydaje mi się (na podstawie relacji z wcześniejszych edycji Gamescom), że dawniej aż tyle tego nie było.
Niektórzy, zdaje się, przenieśli stanowiska 1:1 z Computexu.
Naturalnie nie mogło zabraknąć najbardziej rozpoznawalnego z niemieckich producentów, zatem be quiet!, który to wykorzystał tę okazję, aby zaprezentować nową obudowę. Mowa o be quiet! Light Base 500 (LX), zatem najmniejszego członka rodziny obudów typu akwarium tego producenta. Tym razem jednak skupiono się nie na paskach RGB, tylko na jeszcze lepszej cyrkulacji powietrza oraz funkcjonalności (pomimo mniejszego rozmiaru całej obudowy). Wentylatory na bocznym panelu ustawiono pod kątem 30 stopni względem bocznej ściany, co sprawia, że generowany przez nie pęd powietrza kieruje się prosto w kartę graficzną. Wygląda to bardzo dobrze, a do tego jest (jak na be quiet! przystało) bardzo solidne i ciche. Jednocześnie be quiet! pokazał wprowadzone niedawno do sprzedaży odwrócone wentylatory Light Wings, które idealnie pasują na spód i bok obudowy.
Nowa obudowa mniej się świeci, ale za to oferuje lepszą cyrkulację powietrza.
Miałem tam też okazję w końcu zagrać na ich pierwszym zestawie peryferiów - be quiet! Dark Mount oraz Dark Perk. Przygotowane stanowiska z odpaloną zręcznościową mapą w CS2 pozwoliły ocenić precyzję myszki i klawiatury, które są przynajmniej na tak dobrym poziomie, o jakim zapewnia producent. Ponownie (po pierwszym spotkaniu z tą klawiaturą na Computex) byłem pod wrażeniem, jak ciche są przełączniki be quiet! - potem dosłownie gdzie się dało na targach próbowałem znaleźć inne, które by im dorównały - bezskutecznie. Pozostaje czekać na premierę i mieć nadzieję, że faktycznie nastąpi jeszcze w tym kwartale.
Tak wygląda moja kolejna klawiatura :)
Obecne były też stanowiska innych producentów - Corsair, Thermaltake, Lexar, Samsung (monitory), itd, ale u nich zwykle nie dopatrzyłem się żadnych istotnych premier (albo te nie były odpowiednio dobrze komunikowane). To pokazuje, że Gamescom jeszcze nie stał się typową okazją do prezentacji sprzętu, jak targi bardzie hardware’owe. Część producentów wręcz pokazywała prototypy nowych rozwiązań, aby wybadać opinie potencjalnych użytkowników. Tak chociażby mogłem podzielić się swoją opinią na temat różnych kształtów uchwytów dla Switch 2, nad którymi pracuje amerykański Genki (Human Things, Inc).
Główna gwiazda Gamescom 2025 - Wargaming
Niezmiennie jednak Gamescom to targi skoncentrowane na grach i w tym roku pierwsze skrzypce bez wątpienia gra Wargaming - albo raczej pierwszą gitarę elektryczną, jako że to właśnie przez nich zorganizowany koncert szwedzkiego zespołu Sabaton był inauguracją drugiego dnia targów. Muszę przyznać, że usłyszeć tak głośno grane Primo Victoria w środku Niemiec było czymś wyjątkowym, podobnie jak chwilę wcześniej zobaczyć Joakima (główny wokalista) dzierżącego gitarę Hello Kitty :D Warto też podkreślić, że strzałem w dziesiątkę był taki dobór kapeli do promowania gier koncentrujących się na wojnie (bitwy czołgów i okrętów wojennych). A i sama kapela najpewniej już nie znajdzie lepszej sceny koncertowej, niż tak w Kolonii, w której centrum stał prawdziwy czołg, a na nim postawiono perkusję.
To dopiero się nazywa Power Move!
Wracając jednak do gier - ogromna hala nr 1 była przez cały drugi dzień całkowicie poświęcona na gry od Wargaming. Liczne konkursy i atrakcje towarzyszyły możliwości ogrania ich najnowszej gry - zaprezentowanego dwa dni wcześniej (na gali otwarcia Gamescom) World of Tanks: HEAT. Tytuł ten jest na tyle imponujący, że popełniłem już dedykowany artykuł o WoT: HEAT, zatem tam odsyłam zainteresowanych. Na miejscu pograć można było również w najnowszą wersję standardowego World of Tanks - mowa o największej dotychczas łatce 2.0, która całkowicie zmienia wszystko, jednocześnie pozostawiając core rozgrywki i to, co w niej najważniejsze (epickość jazdy czołgiem) bez zmian. Nie było to jednak zwykłe stanowisko - oj, nie - aby tam zagrać, trzeba było podchodzić trójkami, jako że sterowanie z klawiatury przeniesiono na prawdziwy osprzęt z czołgu - jedna osoba była odpowiedzialna za pracę gąsienic, druga za celowanie z działa, a trzecia za przeładowywanie pocisków. Możecie sobie tylko wyobrazić długość kolejki do takiej atrakcji!
World of Tanks HEAT - najnowsza gra od Wargaming - już niebawem wczesny dostęp/beta.
Wszędzie kolejki i zapchane grafiki pokazów
Skoro już przy kolejkach jesteśmy, to niestety był to nieodzowny widok w każdej z hal (włącznie z tymi z jedzeniem oraz sklepikami). W kolejkach łatwo było rozpoznać targowych weteranów, jako że byli wyposażeni we własne przenośnie siedziska… Niestety plakietka “press” zwykle niewiele wnosiła w tym temacie, zatem nie wszędzie, gdzie chciałem, udało mi się dostać, a tam, gdzie swoje odstałem, i tak przypisywano mi minutnik zwykle odliczający 10-15 minut, jakie dane było każdemu zagrać w daną grę. Nie oznacza to jednak, że niczego więcej nie miałem okazji zobaczyć.
Pierwszego dnia dało się jeszcze przynajmniej robić zdjęcia i filmy (na których widać chociaż część stanowiska)...
Jeden z pokazów, na które udało mi się na tyle wcześnie zaklepać wejście, że faktycznie były jeszcze dostępne miejsca (potem ludzie czatowali na miejsca tych, co się nie zjawili), był pokaz The Blood of Dawnwalker - gry, która pozwala nam wcielić się w postać, która za dnia jest człowiekiem walczącym mieczem, ale w nocy zmienia się w wampira, który dodatkowo ma do swojej dyspozycji długie pazury (oraz zdolność chodzenia po ścianach, przelatywania między budynkami itp...). Fabularnie wyróżniała się presją czasu, która nie była wywierana w sposób zręcznościowy. Postęp wskazówek zegara następował tylko w przypadku wykonywania konkretnych akcji, zadań albo aktywowania linii dialogowych. Graficznie gra też prezentowała się bardzo dobrze i system walki wydawał się być bardzo dobrze zbalansowany pomiędzy zręcznościowym, a jednak nieco bardziej finezyjnym podejściem (wybieraliśmy kierunek ataku).
Blood of Dawnwalker - w tę grę też z pewnością zagram.
Na targach nie zabrakło też masy gier indie oraz ogólnie małych lub średnich startupów. Moją uwagę przykuło niewielkie stanowisko studia Red Hog, które kojarzę głównie z gier VR, a tutaj zaprezentowali grę crossplatformową, ale na ten moment z wykluczeniem VR właśnie (choć widząc, jak wygląda gameplay, nie wyobrażam sobie, aby nie została ona wydana na gogle…). Gra łączy w sobie intrygującą fabułę z pomieszczeniami pełnymi mniej lub bardziej oczywistych zagadek, część z nich również będących zagadkami środowiskowymi. Tak mi się spodobała, że drugi raz ustawiłem się w kolejce, aby sprawdzić inny z trybów.
Project Remind - to zapowiada się bardzo ciekawie!
Naturalnie miałem też okazję uczestniczyć w pokazach dużych gier, takich jak nowe Anno, CoD:BO 7 czy też Outer Worlds 2, ale o tych grach pewnie już mieliście okazję czytać wcześniej, zatem postanowiłem się mocno nad nimi tutaj nie rozwodzić, zwłaszcza że to, co widziałem, obecnie jest już dostępne publicznie na YouTube.
Czy warto za rok wybrać się na Gamescom?
Po powrocie z targów jestem obecnie praktycznie pewien, że za rok też się tam wybiorę i podoba mi się, w jaką stronę targi te zmierzają swoim profilem. Z drugiej strony jednak w moim przypadku bilet wejścia wynika z akredytacji mediowej. Wstęp regularny wyceniono na 30€ za dni “regularne” (czwartek, piątek i sobota), 40€ za niedzielę oraz aż 64€ za pierwszy dzień (środę). Dodatkowo płatna była też gala rozpoczęcia i jak to wszystko zsumujemy, to wychodzi wcale niemała kwota, do której trzeba doliczyć horrendalnie wysokie ceny noclegu w Kolonii oraz też nietani dojazd lub przylot. Powiedziałbym, że to spory wydatek jak na możliwość obejrzenia zwiastunów kilka dni przed innymi.
To też ujęcie z pierwszego dnia (środa), gdy było zdecydowanie najmniej ludzi.
Sytuację ratują tu organizowane codziennie i na wielu scenach panele ze znanymi osobami z branży. Sam niespodziewanie przez godzinę wysłuchiwałem co rusz, że “to wyśmienity dzień na wędkowanie, nieprawdaż” (kto wie, ten wie) i jest to jedna z lepiej spędzonych godzin tamtego dnia :). Jeżeli zatem faktycznie świat gier (w tym też tych planszowych, wyobraźni i karcianych!) jest wam bliski, to uważam, że warto przynajmniej raz sobie taki “wyjazd na Kolonię” zafundować.
Za rok na Gamescom przyjadę tak!
Wizyta na targach Gamescom 2025 w Kolonii była możliwa dzięki firmie Wargaming.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!